SOPHIE Sophie 2LP
- Vinyl, LP, Album
Jest! Nareszcie! Ale niestety, radość z wydania tego albumu miesza się ze smutkiem. Bardziej cieszyłbym się, gdyby Sophie wciąż była z nami, zamiast pozostawiać utwory w rękach innych. Jej tragiczna śmierć w 2021 roku była prawdziwym szokiem dla świata muzyki. Kariera ruszyła pełną parą, a ona odeszła, zostawiając po sobie mnóstwo niedokończonych pomysłów. Nie mogę powiedzieć, że śledziłem jej twórczość od samego początku, ale zawsze gdzieś krążyła w mojej orbicie muzycznej. Znałem jej produkcje dla Charli XCX i remiksy Rihanny, ale dopiero „OIL OF EVERY PEARL’S UN-INSIDES” w pełni wprowadził mnie do jej świata.
To właśnie ten album pokazał mi, jak Sophie łączy ciężkie, basowe uderzenia z eterycznymi, baśniowymi klimatami. Jej zdolność do przekształcania brzmienia na potrzeby różnych artystów była legendarna. W „OIL” było coś magicznego – od „It’s Okay to Cry”, który urzekł mnie swoją przestrzenią i delikatnością, po potężne „Ponyboy” i „Faceshopping”, gdzie Sophie nie brała jeńców. Te numery wręcz wykręcały wnętrzności. Potem „Is It Cold in the Water?” – ballada, która przenosiła słuchacza na zupełnie inną orbitę za pomocą potężnych syntezatorów. A na koniec monumentalny „Whole New World/Pretend World”, gdzie noise, house i ambient spotykają się w jednym utworze, zabierając nas w głąb muzycznych wizji Sophie. Teksty? Wydawały mi się pełne odniesień do jej osobistej przemiany, ale sama artystka wolała, by to muzyka mówiła za nią.
Czy nowy album, pośmiertnie wydany „Sophie”, zapisze się w historii jak „OIL”? Mam mieszane uczucia. Z jednej strony, to szansa na ostatnie pożegnanie z niezwykłą artystką, z drugiej… czuć, że te utwory nie były gotowe. Choć są tu echa charakterystycznego brzmienia Sophie, w wielu miejscach brakuje tego dopieszczenia, które sprawiało, że jej wcześniejsze projekty były tak genialne. To nie jest pełnoprawny album, bardziej zbiór szkiców, które mogłyby się przerodzić w coś większego, gdyby tylko miała więcej czasu. Najbardziej zapadło mi w pamięć otwierające „Intro (The Full Horror)”, które w kontekście jej śmierci wywołuje niesamowity smutek i niepokój. To ambientowy, dronowy kawałek, który odstaje od reszty, ale właśnie dlatego jest tak wyjątkowy.
Jeśli ktoś naprawdę chce wniknąć w świat Sophie, zacząłbym od „OIL OF EVERY PEARL’S UN-INSIDES” albo „PRODUCT”. Ten nowy album lepiej zostawić na koniec – niestety, nie oddaje w pełni jej talentu ani wizji. To bardziej echo jej geniuszu niż jego prawdziwy wyraz.