MUDHONEY Plastic Eternity LP
- Vinyl | LP
Na początku było Green River. Ten założony w połowie lat 80 band rozpoczął, w znacznym stopniu, rewolucję, której nikt się nie spodziewał. Jej zapowiedzią jest wielka awantura o podział zysków ze sprzedaży płyty "Rehab Doll" wydanej w 1988 roku i ostatecznie rozpad formacji. Na zgliszczach Green River powstały Mother Love Bone oraz właśnie Mudhoney. Można powiedzieć, że wraz z "ujściem zielonej rzeki" do umysłów słuchaczy, prosto z Seattle, spłynęła muzyka pełna prawdziwych emocji, narkotyków, depresji oraz "krwi". Były to ciężkie, mroczne czasy, które zarówno dały nam mnóstwo genialnych płyt, jak i zabrały wielu niesamowitych muzyków. Mudhoney to jedni z weteranów tej wojny i tych muzycznych zmian.
Album, a w oryginale minialbum, "Superfuzz Bigmuff" z 1988 roku, to jedno z najbardziej esencjonalnych grunge'owych wydawnictw. W swoim rankingu stawiam go na równi z pierwszym Soundgarden czy wczesnymi nagraniami Melvins. Wszystko tam się zgadza, od początku do końca. Jest punkowy duch w klimacie The Stooges, jest gitarowy jazgot oraz ten brud, który był wyznacznikiem "grandżu". Warto pokusić się w tym wypadku o wersję deluxe płyty, ponieważ rozszerzona została o dodatkowy, niepublikowany w oryginale, materiał.
Każdy kolejny album Mudów był już tylko gruntowaniem ich pozycji na rockowej scenie oraz potwierdzeniem tego, że bez głosu Marka i wspomnianego na początku Green River, tak naprawdę nie byłoby nic. Debiutancka płyta formacji z 1989 oraz "Every Good Boy Deserves Fudge" z 1991 mają status klasyków i jednocześnie są esencją rocka z tamtych lat. Numery takie jak "You Got It" czy "Let It Slide" sprawiają, że aż chce się wskoczyć we flanelową koszulę i w białych martensach pójść na koncert do lokalnego punkowego klubu. Mudhoney są również jedną z najbardziej płodnych grunge'owych ekip i o dziwo, pomimo nagrania takiej ilości albumów i EPek, każde z nich trzyma wysoki poziom. Szczególnie mogę polecić to, co nagrali w latach 1988 - 1998.
Czy "Plastic Eternity" również będzie trzymać taki poziom? Wydaje mi się, że jak najbardziej tak. Single promujące nowy album, to miód na złamane serca lat 90. O ile "Almost Everything" porusza się w bardziej psychodelicznych rejonach, to już "Move Under" to stare, sprawdzone Mudhoney! Mark chyba się nie starzeje, serio! Jego wokal ma nadal w sobie tą samą młodzieńczą witalność i bunt, który słyszałem na wspomnianym "Superfuzz". Takie kapele jak Mudhoney działają na mnie niczym wehikuł czasu. Przenoszą mnie do jednego z moich ulubionych okresów w muzyce. Mimo, że nie odkrywają przede mną niczego nowego, to dalej jestem zachwycony. Chyba tak właśnie działa magia i nostalgia w jednym.
Warto pamiętać, że grunge, to nie tylko cztery, najbardziej znane kapele. To wiele doskonałych zespołów, które niestety w pewnym sensie "przepadły". Czasami warto wyjść ze strefy komfortu i posłuchać płyt ekip takich jak: Babes In Toyland czy Tad. Pomimo, iż Mudhoney zawsze byli bardziej z tyłu, to są absolutną ikoną tego gatunku!
Tracklista:
1 Souvenir of My Trip
2 Almost Everything
3 Cascades of Crap
4 Flush the Fascists
5 Move Under
6 Severed Dreams in the Sleeper Cell
7 Here Comes the Flood
8 Human Stock Capital
9 Tom Herman's Hermits
10 One or Two
11 Cry Me An Atmospheric River
12 Plasticity
13 Little Dogs