Darmowa dostawa od 200,00 zł
Zapisz na liście zakupowej
Stwórz nową listę zakupową
METALLICA Hardwired...To Self-Destruct 2LP
W promocji

METALLICA Hardwired...To Self-Destruct 2LP

  • Vinyl | LP | Album | Mispress
Cena regularna: 194,99 zł(Zniżka 2%)
191,09 zł
brutto / szt.
Najniższa cena produktu w okresie 30 dni przed wprowadzeniem obniżki: 187,19 zł
Szybkie zakupy 1-Click(bez rejestracji)
Produkt dostępny w bardzo małej ilości
Produkt dostępny w bardzo małej ilości
14 dni na łatwy zwrot
Ten produkt nie jest dostępny w sklepie stacjonarnym
Bezpieczne zakupy
Odroczone płatności. Kup teraz, zapłać za 30 dni, jeżeli nie zwrócisz
Kup teraz, zapłać później - 4 kroki
Przy wyborze formy płatności, wybierz PayPo.PayPo - kup teraz, zapłać za 30 dni
PayPo opłaci twój rachunek w sklepie.
Na stronie PayPo sprawdź swoje dane i podaj pesel.
Po otrzymaniu zakupów decydujesz co ci pasuje, a co nie. Możesz zwrócić część albo całość zamówienia - wtedy zmniejszy się też kwota do zapłaty PayPo.
W ciągu 30 dni od zakupu płacisz PayPo za swoje zakupy bez żadnych dodatkowych kosztów. Jeśli chcesz, rozkładasz swoją płatność na raty.
Tak, to prawda – Meta bywa dosyć często na tej stronie. Może nie tak jak na łamach Teraz Rocka, gdzie muzycy „opowiadają”, co jedli na śniadanie lub też Lars po prostu tłumaczy nam istotę życia, ale… Podkreślam ten fakt zawsze – to jeden z najważniejszych bandów w mojej muzycznej edukacji, więc zajmują specjalne miejsce w moim sercu. Lubię brać ich albumy na warsztat, bo za każdym z nich kryją się wspomnienia i emocje. Każdy okres szanuję i każdy album w dniu premiery musi wskoczyć do mojej kolekcji.
Teraz znów panowie wylądowali na pierwszych stronach gazet za sprawą wywiadu Kirka Hammetta. Otóż ten ikoniczny gitarzysta rzucił hasło, że ma około 800 riffów przygotowanych na nowy album Metalliki. Jakby tego było mało, szykuje się do wydania kolejnego solowego projektu. Wszystko to spowodowało, że znów ruszyła dyskusja: kiedy i gdzie Meta się „skończyła” i czy te riffy tak naprawdę kogokolwiek obchodzą. Całość podsyca Lars, który twierdzi, że nowy album ukaże się znacznie szybciej, niż myślą fani.
Metallica to największa metalowa kapela na świecie i to jest fakt. Wyprzedają wszystko, co się da, a trasy – a raczej stadiony – wypełnione fanami pękają w szwach. Ale czy Meta to dziś zespół jedynie bazujący na sentymentach i genialnych początkach, jak zarzucają im fani w wypłowiałych koszulkach „Master of Puppets”? Ja uwielbiam ich po całości. Ale bezdyskusyjnym faktem jest to, że ich pierwsze cztery, pięć płyt to absolutna biblia muzyki metalowej. Od „Black Albumu” dla wielu przestali być już „true”, a stali się kolejnym rockowym zespołem z MTV. Ja jednak widzę to trochę inaczej – uwielbiam też okres z pomalowanymi pazurkami i krótkimi włosami. Fakt, kiedyś upierali się, że nigdy nie nagrają klipu, itp. Ale przypominam – w świecie metalu były bardziej hardcore’owe obietnice. Chociażby pan Benton z Deicide miał popełnić samobójstwo w wieku 33 lat. Jak widać – też słowa nie dotrzymał…
Po wspomnianym wywiadzie Kirka oczywiście nastawiłem sobie kilka płyt zespołu na M. Poleciało „…And Justice”, „Load” i właśnie „Hardwired”. Na tym ostatnim tytule się odrobinę zatrzymamy. Miał to być album, którym Meta kolejny raz wraca do korzeni. Szczerze? Pomimo że jestem fanem tej ekipy, to tego typu zapowiedzi za każdym razem mnie śmieszą. Ale faktycznie numer, który wleciał do ich koncertowych setów w 2014, czyli „Lords of Summer”, rozwalił głowy niejednemu fanatykowi tego bandu. Meta zabrzmiała jakby faktycznie chciała wrócić do czasów „…And Justice”. Niestety, z czasem okazało się, że to raczej numer zrobiony pod RSD niż zapowiedź albumu, ale i tak oczekiwania wystrzeliły w górę.
Dwa lata później otrzymaliśmy numer „Hardwired”, który był już oficjalną zapowiedzią nowego albumu. Track ten brzmiał jak żywcem wyciągnięty z debiutu Mety. Ja byłem ukontentowany. Emocje nieco opadły, kiedy zobaczyłem okładkę wydawnictwa – wyglądało to jak parodia „The Miracle” Queen w wersji dla metalowców do lat 8. Każdy numer z albumu miał być opatrzony klipem, który trafiał do sieci jeszcze przed premierą. I tu powiem Wam, że sobie odpuściłem – chciałem zapoznać się z albumem od A do Z, a nie dzielić go na single.
W dniu premiery oczywiście zasiadłem do całości. W wersji deluxe dostaliśmy jeszcze kilka evergreenów na żywo, covery i wydany wcześniej „Lords of Summer”. Wypadło to wszystko spoko. Ale co z właściwą, lwią częścią „Hardwired… to Self-Destruct”? Hmmm… Osobiście się zawiodłem. Album ten jest jak zwykle, a raczej jak ostatnio – po prostu przeciągnięty. Pierwsze cztery numery są mega! Szczególnie „Now That We’re Dead” – refren idealny, ale nienachalny, fajne riffy, których panowie nie ogrywają do znudzenia. Taki typowy metallikowy hicior. Podobnie „Moth into Flame”, który do dziś fajnie wypada na koncertach.
Później zaczyna się „festiwal” przestrzelonych pomysłów. Numery są bez wyrazu, trochę sklepane na kolanie. Brakuje agresji. Produkcja do bólu sterylna. Nawet jeśli w gitarach Jamesa i Kirka coś tam siedzi, to robią z tego plastikowy numer pod rockowe radio. Miałem wrażenie, że słucham starszych panów, którzy na siłę próbują być metalowi. I tu znów pytanie – czy Meta nie jest więźniem swoich fanów, których próbuje zadowolić?
OK, wieńczący podstawową wersję „Spit Out the Bone” jest w porządku, ale jego agresja i potencjał zostają zniszczone przez produkcję. Pomijam fakt, że jest jakieś 3 minuty za długi… Podobny myk panowie zastosowali na „72 Seasons”, który mimo wszystko w ogólnym rozrachunku mi się podobał. Ale zasada ta sama – nawet fajne riffy ogrywane są do znudzenia, aż przestają być fajne i można się nimi zarzygać.
Znacznie lepiej i bardziej naturalnie brzmieli w czasach „Load”, „Reload”, a nawet na „St. Anger”. Nawet te balladowo-country'owe momenty miały jaja. A tutaj – bezpłciowość. Gdyby ten album wydał ktoś inny, to nikt by się nim nie przejął. I teraz – mając w głowie te 800 riffów Kirka – śmieję się, że nowy album będzie trwać trzy godziny. Bo 800 riffów razy 6-8 razy każde… sami rozumiecie.
Nie wiem, czemu panowie tak się uparli na długie kawałki, a nie strzały w stylu „Hardwired” czy „Lux Æterna”. Może naprawdę nie mają już pomysłu? A może wciąż wierzą, że są w stanie nagrać „…And Justice 2.0”? Tak czy siak – uwielbiam tych „dziadków” i chodząc na ich koncerty znów zmieniam się w dzieciaka z oczami jak 5 zł, który ogląda klipy do „One” czy „Until It Sleeps”. Pomimo że „Hardwired” uznaję za ich najsłabszy album, szacunek mam ogromny. Czekam na nowy krążek, jak i solówkę Kirka. Czy będą z tego perełki? Nie wiem. Ale wychowałem się na nich, więc i tak kupię ten album na 100%, bo taki już los fana.
Tak, to prawda – Meta bywa dosyć często na tej stronie. Może nie tak jak na łamach Teraz Rocka, gdzie muzycy „opowiadają”, co jedli na śniadanie lub też Lars po prostu tłumaczy nam istotę życia, ale… Podkreślam ten fakt zawsze – to jeden z najważniejszych bandów w mojej muzycznej edukacji, więc zajmują specjalne miejsce w moim sercu. Lubię brać ich albumy na warsztat, bo za każdym z nich kryją się wspomnienia i emocje. Każdy okres szanuję i każdy album w dniu premiery musi wskoczyć do mojej kolekcji.
Teraz znów panowie wylądowali na pierwszych stronach gazet za sprawą wywiadu Kirka Hammetta. Otóż ten ikoniczny gitarzysta rzucił hasło, że ma około 800 riffów przygotowanych na nowy album Metalliki. Jakby tego było mało, szykuje się do wydania kolejnego solowego projektu. Wszystko to spowodowało, że znów ruszyła dyskusja: kiedy i gdzie Meta się „skończyła” i czy te riffy tak naprawdę kogokolwiek obchodzą. Całość podsyca Lars, który twierdzi, że nowy album ukaże się znacznie szybciej, niż myślą fani.
Metallica to największa metalowa kapela na świecie i to jest fakt. Wyprzedają wszystko, co się da, a trasy – a raczej stadiony – wypełnione fanami pękają w szwach. Ale czy Meta to dziś zespół jedynie bazujący na sentymentach i genialnych początkach, jak zarzucają im fani w wypłowiałych koszulkach „Master of Puppets”? Ja uwielbiam ich po całości. Ale bezdyskusyjnym faktem jest to, że ich pierwsze cztery, pięć płyt to absolutna biblia muzyki metalowej. Od „Black Albumu” dla wielu przestali być już „true”, a stali się kolejnym rockowym zespołem z MTV. Ja jednak widzę to trochę inaczej – uwielbiam też okres z pomalowanymi pazurkami i krótkimi włosami. Fakt, kiedyś upierali się, że nigdy nie nagrają klipu, itp. Ale przypominam – w świecie metalu były bardziej hardcore’owe obietnice. Chociażby pan Benton z Deicide miał popełnić samobójstwo w wieku 33 lat. Jak widać – też słowa nie dotrzymał…
Po wspomnianym wywiadzie Kirka oczywiście nastawiłem sobie kilka płyt zespołu na M. Poleciało „…And Justice”, „Load” i właśnie „Hardwired”. Na tym ostatnim tytule się odrobinę zatrzymamy. Miał to być album, którym Meta kolejny raz wraca do korzeni. Szczerze? Pomimo że jestem fanem tej ekipy, to tego typu zapowiedzi za każdym razem mnie śmieszą. Ale faktycznie numer, który wleciał do ich koncertowych setów w 2014, czyli „Lords of Summer”, rozwalił głowy niejednemu fanatykowi tego bandu. Meta zabrzmiała jakby faktycznie chciała wrócić do czasów „…And Justice”. Niestety, z czasem okazało się, że to raczej numer zrobiony pod RSD niż zapowiedź albumu, ale i tak oczekiwania wystrzeliły w górę.
Dwa lata później otrzymaliśmy numer „Hardwired”, który był już oficjalną zapowiedzią nowego albumu. Track ten brzmiał jak żywcem wyciągnięty z debiutu Mety. Ja byłem ukontentowany. Emocje nieco opadły, kiedy zobaczyłem okładkę wydawnictwa – wyglądało to jak parodia „The Miracle” Queen w wersji dla metalowców do lat 8. Każdy numer z albumu miał być opatrzony klipem, który trafiał do sieci jeszcze przed premierą. I tu powiem Wam, że sobie odpuściłem – chciałem zapoznać się z albumem od A do Z, a nie dzielić go na single.
W dniu premiery oczywiście zasiadłem do całości. W wersji deluxe dostaliśmy jeszcze kilka evergreenów na żywo, covery i wydany wcześniej „Lords of Summer”. Wypadło to wszystko spoko. Ale co z właściwą, lwią częścią „Hardwired… to Self-Destruct”? Hmmm… Osobiście się zawiodłem. Album ten jest jak zwykle, a raczej jak ostatnio – po prostu przeciągnięty. Pierwsze cztery numery są mega! Szczególnie „Now That We’re Dead” – refren idealny, ale nienachalny, fajne riffy, których panowie nie ogrywają do znudzenia. Taki typowy metallikowy hicior. Podobnie „Moth into Flame”, który do dziś fajnie wypada na koncertach.
Później zaczyna się „festiwal” przestrzelonych pomysłów. Numery są bez wyrazu, trochę sklepane na kolanie. Brakuje agresji. Produkcja do bólu sterylna. Nawet jeśli w gitarach Jamesa i Kirka coś tam siedzi, to robią z tego plastikowy numer pod rockowe radio. Miałem wrażenie, że słucham starszych panów, którzy na siłę próbują być metalowi. I tu znów pytanie – czy Meta nie jest więźniem swoich fanów, których próbuje zadowolić?
OK, wieńczący podstawową wersję „Spit Out the Bone” jest w porządku, ale jego agresja i potencjał zostają zniszczone przez produkcję. Pomijam fakt, że jest jakieś 3 minuty za długi… Podobny myk panowie zastosowali na „72 Seasons”, który mimo wszystko w ogólnym rozrachunku mi się podobał. Ale zasada ta sama – nawet fajne riffy ogrywane są do znudzenia, aż przestają być fajne i można się nimi zarzygać.
Znacznie lepiej i bardziej naturalnie brzmieli w czasach „Load”, „Reload”, a nawet na „St. Anger”. Nawet te balladowo-country'owe momenty miały jaja. A tutaj – bezpłciowość. Gdyby ten album wydał ktoś inny, to nikt by się nim nie przejął. I teraz – mając w głowie te 800 riffów Kirka – śmieję się, że nowy album będzie trwać trzy godziny. Bo 800 riffów razy 6-8 razy każde… sami rozumiecie.
Nie wiem, czemu panowie tak się uparli na długie kawałki, a nie strzały w stylu „Hardwired” czy „Lux Æterna”. Może naprawdę nie mają już pomysłu? A może wciąż wierzą, że są w stanie nagrać „…And Justice 2.0”? Tak czy siak – uwielbiam tych „dziadków” i chodząc na ich koncerty znów zmieniam się w dzieciaka z oczami jak 5 zł, który ogląda klipy do „One” czy „Until It Sleeps”. Pomimo że „Hardwired” uznaję za ich najsłabszy album, szacunek mam ogromny. Czekam na nowy krążek, jak i solówkę Kirka. Czy będą z tego perełki? Nie wiem. Ale wychowałem się na nich, więc i tak kupię ten album na 100%, bo taki już los fana.

Tracklista

My Father's House

Born In The U.S.A.

Brilliant Disguise

Living Proof

Moth Into Flame

Am I Savage?

Halo On Fire

Confusion

Dream No More

ManUNkind

Here Comes Revenge

Murder One

Spit Out The Bone

WykonawcaMETALLICA
Styl MuzycznyHeavy MetalThrash
Symbol
5715641
Kod producenta
0602557156416
Wykonawca
METALLICAWięcej

Metallica - płyty winylowe, płyty CD i merch

Nie będzie przesadą jeśli powiem, że Meta to najpopularniejsza i chyba największa kapela metalowa na świecie. Powstali w 1981 roku, dwa lata później wydali swój debiut "Kill' Em All", który nie tylko zachwycił fanów na całym świecie, ale też stworzył nowy gatunek – thrash metal! Następne albumy czyli "Ride The Lighting" (1984) oraz "Master Of Puppets" (1986) to już miazga totalna. Niestety w 1986 w wypadku zginął Cliff Burton (bass), czyli jeden z najbardziej innowacyjnych basistów metalowych ever. Jakby wyglądała muza Mety gdyby nadal żył?

 

Tego nigdy się nie dowiemy. Zespół kontynuował działalność z nowym basistą. Szeregi Mety zasilił Jason Newsted, który zadebiutował najpierw na EP "Garage Days Re-Revisited" (1987), a następnie na kultowym "And Justice For All" (1988). Do dziś dnia brzmienie basu na tym albumie, a raczej jego maksymalne wyciszenie budzi kontrowersje w środowisku fanów. Tak, czy inaczej album to kompletny majstersztyk i klasyka, która już bardziej klasyczna nie może być. Metallica nakręciła też pierwszy klip w swojej karierze (chociaż kiedyś muzycy upierali się, że nigdy tego nie zrobią) promując ten album do numeru "One". Trasa promująca album okazała się również olbrzymim sukcesem. W tym samym czasie MTV również rosło w siłe, to te czasy kiedy była tam muzyka, więc "One" rownież biło rekordy popularności. Metallica zabrała się za nagrywanie kolejnego albumu pod okiem producenta Boba Rocka. W 1991 roku wydali swój "Czarny Album" o tytule "Metallica". Zespół zaprezentował bardziej melodyjne oblicze, mamy tutaj mniej rozbudowane kompozycje. Jest to wejście Mety do świata totalnego mainstremu. Każdy singiel był hitem, trasa koncertowa biła rekordy popularności. Jej zapisem było klasyczne wydawnictwo koncertowe, czyli "Live Shit: Binge & Purge" (1993).

 

Zespół ściął włosy i zaczął komponować nowe numery. Ścięcie włosów dla starych fanów było symboliczne, oznaczało dla nich ugrzecznienie wyglądu oraz muzyki. Tak też się stało. Zespół wydał dwa albumy "Load" (1996) oraz "ReLoad" (1997). Łagodne, komercyjne brzmienie, czy nawet numery country. Wielu starych fanów odwróciło się od zespołu, jednak przyszło wielu nowych. Są to bardzo dobre albumy, inne ale trzymają poziom. Nastąpiła kolejna zmiana w składzie. W 2001 roku zespół opuścił Jason, będący zmęczony zespołem, oraz wiecznymi awanturami z innymi muzykami. Mimo to w 2003 roku wyszedł nowy album Metallicy, najbardziej kontrowersyjny, czyli "St. Anger".

 

W tym samym roku do zespołu dołączył nowy basista Robert Trujillo, jednak w studiu bass dograł Bob Rock. Robert wystąpił na dvd z próbą zespołu, na którym grają cały materiał z St. Anger. DVD było dołączone jako bonus do albumu CD. Robert zadebiutował jako pełnoprawny muzyk dopiero w 2008 na bardzo dobrym albumie "Death Magnetic". Zespół wrócił do kompozycji bardziej rozbudowanych, tak jak na "And Justice For All" jednak sporo mu brakowało do formy zespołu z tego okresu. Mimo wszystko był i jest to bardzo dobry album. W 2011 roku doszło do kolejnego kontrowersyjnego projektu Metallicy. Wspólny abum z Lou Reedem "Lulu". Kto słyszał ten wie co się tam dzieje. W tym samym roku zespół wydał też EP "Beyond Magnetic". Zawierała ona 4 nowe numery, które nie weszły na "Death Magnetic". Ich ostatni studyjny album ukazał się w 2016, a nazywa się "Hardwired...To Self Destruct". Było to podwójne, a w wersji deluxe potrójne wydawnictwo. Do każdego numeru zespół zrealizował teledysk. Album zyskał uznanie fanów i krytyków. Na chwilę obecną zespół komponuje nowe numery, oraz czeka na powrót do koncertowania ze względu na odejście Jamesa na odwyk. W tym czasie w naszym sklepie możecie uzupełnić lub uzbierać dyskografię Metallicy na płytach winylowych lub płytach cd, które posiadamy w rewelacyjnych cenach. Zapraszamy!

 

Tytuł
Hardwired...To Self-Destruct
Format
Vinyl | LP | Mispress
Wytwórnia
Blackened Recordings
Data premiery
2018
Kod EAN
602557156416
Numer katalogowy
5715641
Gatunek muzyczny
Rock
Styl Muzyczny
Heavy Metal
Thrash
Stan
Nowy
Asortyment
WINYL
Potrzebujesz pomocy? Masz pytania?Zadaj pytanie a my odpowiemy niezwłocznie, najciekawsze pytania i odpowiedzi publikując dla innych.
Zapytaj o produkt
Jeżeli powyższy opis jest dla Ciebie niewystarczający, prześlij nam swoje pytanie odnośnie tego produktu. Postaramy się odpowiedzieć tak szybko jak tylko będzie to możliwe. Dane są przetwarzane zgodnie z polityką prywatności. Przesyłając je, akceptujesz jej postanowienia.
Napisz swoją opinię
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Prawdziwe opinie klientów
4.9 / 5.0 295 opinii
pixel