COCTEAU TWINS Treasure LP
- Vinyl | LP | Album
Album ten poznałem wiele lat temu i zachwycił mnie już od pierwszych sekund. Prawdę mówiąc, zachwyca do dziś. W świat muzyki Cocteau Twins wszedłem w okresie poznawania The Cure oraz Dead Can Dance. Szukałem w tym czasie czegoś bardziej odrealnionego, mrocznego, ale bez gitarowego ciężaru i szalonego tempa. Pierwszym albumem Cocteau Twins jaki wpadł w moje ręce był „Treasure”. No i tak jak sam tytuł sugerował, trafiłem przypadkiem na prawdziwy skarb.
Po późniejszym zapoznaniu się z początkami Cocteau Twins jeszcze bardziej doceniłem tę muzę i zmiany jakie zaszły w ich brzmieniu. Jednak na samym początku nie wiedziałem czego się spodziewać, podszedłem do tego bez większego zgłębiania ich muzycznej historii, no i zostałem oczarowany. Tym, co szczególnie rozszarpało moje serce i jednocześnie koiło moje zmysły były wokale Elizabeth Fraser. Brzmiała jak postać nie z tego świata, co absolutnie mnie zauroczyło. Nadal uważam, że w tym czasie i w tej muzie nie miała sobie równych.
Tajemnica ukryta w jej głosie, ale też pewnego rodzaju eteryczność, sprawiała, że słuchałem tego albumu godzinami i cały czas odkrywałem nowe momenty w tych piosenkach. Miałem wręcz wrażenie, że Fraser jest jakąś zbłąkaną duszą, która chce mi przekazać swoje myśli i powiedzieć o tym co ją spotkało. To ona kreowała ten klimat, nadawała tym utworom brzmienia jedynego w swoim rodzaju. Można powiedzieć, że jej wokal był jednym z instrumentów, a także największych skarbów wykorzystanych na „Treasure”, przynajmniej dla mnie.
Przyznam się, że kiedy pierwszy raz słuchałem tego albumu, nie mogłem w pełni zrozumieć o czym ona tak naprawdę śpiewa. Liczne pogłosy na wokalu sprawiały, że słowa się rozmywały, ale i tak wiedziałem, że obcuję z prawdziwą sztuką, a nie zwykłym albumem. Oczywiście Robin i Simon to nierozerwalna część tej muzy, którzy również budują klimat tego krążka. Nie ma tu instrumentalnych szaleństw, wszystko brzmi oszczędnie, ale na tym polega siła tego grania. Słychać to, że doskonale się rozumieją i są jednym, nierozerwalnym artystycznym bytem na tym albumie. Ich muzyczne dialogi chociażby w „Beatrix” to coś niesamowitego. Mistycyzm miesza się esencją alternatywy lat 80. i doskonałym muzycznym wyczuciem.
Jednak prawdziwą eksplozją jest dla mnie numer „Persephone”. Za każdym razem gdy go słyszę jestem oczarowany. Geniusz, jeszcze raz geniusz, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy. Warto zwrócić również uwagę na tytuły poszczególnych piosenek. Wielokrotnie są one dedykowane prawdziwym osobom, jak chociażby „Ivo” na cześć założyciela kultowej wytwórni 4AD, której Cocteau Twins są jednym ze znaków rozpoznawczych. Nie będę wam opisywać każdego utworu, bo jest to jeden z tych krążków, który każdy z nas musi przeżyć po swojemu.
Ostrzegam tylko, że ta muzyka wciąga, a świat was otaczający po przesłuchaniu tego albumu już nie będzie taki sam. „Treasure” to piękno zamknięte w dźwiękach i tyle w temacie!
Tracklista:
A1 Ivo
A2 Lorelei
A3 Beatrix
A4 Persephone
A5 Pandora
B1 Amelia
B2 Aloysius
B3 Cicely
B4 Otterley
B5 Donimo