SQUID Bright Green Field 2LP
- Vinyl | 2LP | Album
Podium w alternatywie 2021 należy do "nowej rewolucji" na czele której stoją Brytyjczycy z black midi, Black Coutry, New Road i właśnie Panowie ze Squid. Wiem, że rok się jeszcze nie skończył, ale te kapele "pozamiatały" potężnie. Szczerze to nigdy nie kumałem fenomenu takich bandów jak The Strokes, było to dla mnie udawane, naciągane, a ich tzw. świeżość i innowacyjność kojarzyła mi się z odgrzanym kotletem. Oczywiście to jest tylko moje zdanie. Jaka jest wiec różnica miedzy tymi muzycznymi rewolucjami? Wspomniane na początku kapele wzięły na warsztat wyświechtany już indie rock, który stał się jedynie festiwalowym graniem, które ma umilić czas ludziom miedzy piwkiem, a piwkiem na festynie, dodały do tego jazz, punk, czasami awangardę i stworzyły takie albumy, na których nie ma granic, nie ma podziału na gatunki, a serce słuchacza się raduje. Nie ma w tym odgrzewanego dania, jest zupełnie nowa jakość i chęć poszukiwania. Ich muzyka to sztuka, a nie chęć zdobycia poklasku u słuchaczy, za pomocą sprawdzonych od lat motywów. Moimi faworytami na chwilę obecną w tej całej "rewolucji" są chyba Panowie z black midi i naprawdę nie mogę doczekać się premiery ich drugiego albumu... Skupimy się jednak na Squid, gdyż właśnie wydali swój debiut "Bright Green Field". Oczekiwania co do tego wydawnictwa były olbrzymie, gdyż ich popularność rosła z EPki na EPkę. Jaki jest ten debiut? W moim odczuciu jest jakby post-punkową wariacją na temat muzyki popowej oraz jest totalnym brakiem kompromisów i nie zwracaniem uwagi na presję branży. Numery tu zawarte są bardzo przebojowe, są piosenkowe, ale jednocześnie odrzucają to czego wymaga "przeciętny słuchacz" od tzw. przebojów i piosenek. W przypadku takich bandów przypomina mi się wywiad z Benem Weinmanem (liderem mojego ukochanego Dillinger Escape Plan), który mówił o tym, że kiedy komponuje nie myśli, czy komuś to się spodoba czy nie, czy ten album kupi jedna osoba, czy sześć. Tak powinno być. Twórca nie może nastawiać się, że teraz wydajemy album rockowy, czy popowy, który zawiera 3 przeboje... Wydaje mi się, że takie zespoły jak chociażby Squid funkcjonują wedle te zasady. Na "Bright Green Field" mamy zarówno monumentalne, progresywne piosenki, takie jak chociażby genialny "Narrator", mamy psychodeliczne, hipisowskie granie - "Peei St.", ale też siarczyste, naładowane emocjami "punkowe" brzmienie jak w "Pamphlets". Zresztą skoro mowa o emocjach, to zwróćcie uwagę również na teksty, bo serio warto. No cóż, myślę, że na naszych oczach, uszach rosną ikony współczesnej muzyki, być może te albumy za kilka lat będą tzw. klasykami (chociaż dla niektórych już są). Debiut Squid to genialny album, który swoją świeżością i nonkonformizmem mógłby spokojnie obdzielić sporą część "kultowych" bandów z pierwszych stron gazet.
Tracklista:
A1 Resolution Square
A2 G.S.K.
A3 Narrator
B1 Boy Racers
B2 Paddling
B3 Documentary Filmmaker
C1 2010
C2 The Flyover
C3 Peel St.
D1 Global Groove
D2 Pamphlets