SIOUXSIE & THE BANSHEES Ju Ju LP
- Vinyl | LP | Album | Reissue | Remastered
Uwielbiam wszelakie muzyczne wiedźmy. Kate Bush, czy bardziej współczesne wiedźmy pokroju Lingua Ignota, zawsze potrafiły jakoś wkraść się w moje serce. Jednak dziś odświeżymy album innej cudownie "demonicznej" wokalistki – królowej gotyckiego grania, post-punka, czyli Siouxsie Sioux. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że bardzo dużo słuchaczy zupełnie nie pamięta o jej doskonałej muzie.
Teraz co prawda jest o niej, o nich, głośniej ze względu na sampel w numerze Lady Gagi. Ci, co wcześniej nie mieli zupełnie pojęcia, kim i czym jest ten band, dziś odkrywają tę genialną muzę. Uwielbiam takie sytuacje. Ja Siouxsie odkryłem za sprawą Roberta Smitha, który jest jednym z moich największych muzycznych idoli. Kiedy orałem dyskografię The Cure, sprawdzałem, co tam jeszcze panowie robili na boku. Tak też odkryłem, że Smith był przez jakiś czas gitarzystą Banshees.
Od tego momentu Siouxsie and the Banshees stało się jednym z moich najważniejszych, licealnych zespołów. To właśnie ich albumy katowałem na zmianę ze wspomnianym The Cure, Depeche Mode czy The Smiths. Zakochałem się do szaleństwa w jej głosie i tym niepowtarzalnym klimacie jej numerów. Gotycki mrok, grobowy klimat, który mieszał się z postpunkową "dyskoteką".
Nie chce mi się tutaj wkraczać w opisy, kto, gdzie i kiedy co założył i dlaczego. Tak jak wspominam w takich wypadkach – od tego jest Wikipedia, której zadaniem jest podawanie suchych faktów. Gdybym miał wybrać swój ulubiony album tej kapeli, to nie wiem sam... Może A Kiss in the Dreamhouse? Chociaż ostatnio z wielkim uradowaniem wróciłem do Tinderbox i Peepshow. No, jak widzicie – mam problem...
No to inaczej! Popularny był sampel Gagi z utworu Spellbound, więc "pogadamy" troszeczkę o albumie, z którego numer ten pochodzi, czyli Juju. Krążek ten uchodzi za ich najlepszy i najbardziej popularny tytuł. Czy się z tym zgadzam? I tak, i nie. Juju jest albumem wybitnym, który od początku do końca nie schodzi poniżej pewnego poziomu. To właśnie tutaj po raz pierwszy prasa muzyczna zaczęła oficjalnie mówić, pisać o gotyckim graniu.
Jednak czy to najlepsze, co pani i panowie nagrali? No ja tak nie uważam. Faktycznie spektakularny sukces wspomnianego numeru na bank pomaga budować takie wyobrażenie, ale uważam, że mamy tam znacznie ciekawsze, bardziej pełne numery. Pisząc „pełne”, chodzi mi o to, że nie tylko bardziej działają na naszą wyobraźnię, ale też lepiej ukazują potęgę i pomysł na muzę Banshees.
Nie zrozumcie mnie źle... Uwielbiam Spellbound, bo to po prostu genialny numer. Sam, kiedy wchodziłem w świat Siouxsie, chyba zacząłem właśnie od tego singla, ale... im dalej w ten "gotycki las", tym dużo ciekawszych smaczków się znajdzie. Pierwszy z brzegu, a raczej drugi w kolejności tracklisty, Into The Light, siedzi mi znacznie bardziej. W głosie Siouxsie jest taka zwiewność, ale też tajemnica, a od strony muzycznej to bardziej surowe, ale też bardziej klimatyczne granie.
Chociaż z drugiej strony – bez sensu jest dyskutować, który numer za co się tutaj lubi, bo każdy z nich to po prostu hicior. Zaznaczę tylko, że muzycy naszego rodzimego Maanamu słuchali tego albumu od dechy do dechy po kilka razy, a takie numery jak Arabian Knights były dla nich prawdziwą inspiracją.
Wszystko, co do tej pory było napisane i powiedziane o tym albumie, to prawda. Jest to przełom w świecie muzyki rockowej i każdy z tych numerów jest cudowny. Ale nie zgadzam się z jednym. Ile razy, ile lat wracam do tego tytułu, to niekoniecznie słyszę tam genialne brzmienie. Jakby wszystko brzmi tu jak należy – szczególnie od strony sekcji rytmicznej – ale nie słyszę tego „mięsa”, o którym to czytałem nie raz.
Dobra, nie będę marudzić, bo w przypadku Siouxsie to po prostu nie wypada! Album – kult. Album – biblia. I trzeba go mieć, o!
Tracklista:
This Side
A1 Spellbound
A2 Into The Light
A3 Arabian Knights
A4 Halloween
A5 Monitor
Other Side
B1 Night Shift
B2 Sin In My Heart
B3 Head Cut
B4 Voodoo Dolly