PRINCE Purple Rain LP
- Vinyl | LP | Album | Reissue | Remastered
Prince to, moim zdaniem, postać wybitna. Był jednym z największych (nie chodzi oczywiście o wzrost) i najważniejszych twórców w historii muzyki rozrywkowej. Nie ma go z nami już od kilku lat. Zawsze stawiałem go na równi z Jacksonem czy Davidem Bowie. Był wizjonerem, starał się nie zamykać na gatunki muzyczne i po prostu robił swoje. Jego śmierć była dla mnie absolutnym szokiem.
Pomimo że nie ma go z nami już od kilku lat, wytwórnie cały czas nie pozwalają nam o nim zapomnieć. Jednak jest pewna różnica między archiwami Prince’a a odgrzewanymi kotletami, jak chociażby w przypadku Davida Bowie. Prince był niezwykle płodnym artystą i pozostawił po sobie mnóstwo muzyki. Jeśli wierzyć temu, co mówią wydawcy, mają niepublikowanych nagrań Prince’a przynajmniej na 50 lat. Zapewne nie dożyję wydania całości, ale i tak nie mogę się doczekać...
Jednak jeśli ktoś nie zgłębiał się w jego muzykę i nie chce czekać 40 czy 50 lat, to od czego powinien zacząć? Chyba na początek nie wypada rzucać się na głęboką wodę i eksperymenty w stylu The Rainbow Children, które oczywiście polecam, bo to genialne granie. Jednak na takie „fikusy” przyjdzie jeszcze czas... Ja chyba postawiłbym na coś z lat 80./90. Moja przygoda z jego muzyką zaczęła się od trzech tytułów: fenomenalnego, romantycznego Diamonds and Pearls, pokręconego Parade i oczywiście wypełnionego po brzegi hitami Purple Rain.
No i na tym ostatnim tytule dziś się odrobinę pochylimy. Purpurowy Deszcz to nie tylko studyjny album, ale też soundtrack do filmu o tym samym tytule. Czy film był dobry, czy nie – to już kwestia gustu, na tym skupiać się nie będziemy. Nas interesuje muzyka! Muzyka, która moim zdaniem jest esencją Prince’a z lat 80. Jest w tym seks, jest zmysłowość, jest funk, jest przebojowość i genialne melodie.
Wydaje mi się, że album ten jest ograny do tego stopnia, że większość kojarzy te numery i tak. Chociażby otwieracz w postaci Let’s Go Crazy. Jest w tym rock’n’rollowa zadziorność, ale też taki klimat mszy gospel. Kiedy pierwszy raz go słuchałem, widziałem Prince’a jako takiego erotycznego kapłana, który wprowadza nas w świat rozpusty i dobrej zabawy. Kiedy wniknąłem w jego biografię, tym bardziej upewniłem się w tym przekonaniu, gdyż gość miał naprawdę wielkie libido.
Jeśli wierzyć tym wszystkim legendom, to wydaje mi się, że Prince miał tyle kobiet (a może i nie tylko), że nikt z nas nie widział tylu ogórków w swoim życiu. Zresztą wokół tego albumu również wybuchł seksualny skandal. Chodzi dokładnie o numer Darling Nikki, a raczej jego tekst. Oburzeni słuchacze chcieli wycofania tego numeru lub chociaż oznaczenia płyty jako produktu dla osób dorosłych ze względu na treść. Nie będziemy tutaj wchodzić w szczegóły, ale sam numer jest naprawdę mega! Wokale Prince’a i partie gitar są wręcz obłędne.
Podobnie jest z I Would Die 4 U, który hipnotyzuje genialnymi melodiami. Ogólnie Prince jako gitarzysta zasługuje na dużo większe uznanie. W jego stylu słychać fascynację Hendrixem oraz wielkie wyczucie tego, co robi. Sam Lenny Kravitz do dziś wymienia go jako wielką inspirację, co zresztą słychać w jego muzyce.
Jednak gdybym miał wskazać absolutne wizytówki tego krążka, to postawiłbym na mój ukochany When Doves Cry oraz oczywiście numer tytułowy. Zaczniemy jednak od pierwszego z wymienionych... Prince po mistrzowsku stopniuje tu emocje, a numer, pomimo że jest bardzo oszczędny w swoim brzmieniu, ma w sobie coś, co nie pozwala nam usiedzieć w miejscu. Wspomniana oszczędność wynika z całkowitego braku basu w tym utworze. Prince na pytanie, dlaczego zrezygnował z linii basu, odpowiedział, że będą mu przeszkadzać w tym numerze. Można stworzyć numer pełen groove’u bez basu? Można!
Tytułowy Purple Rain to natomiast przeciwieństwo When Doves Cry. Mamy tutaj pełnię brzmienia i kolejne potwierdzenie, że Prince to geniusz gitary! Końcowa solówka jest obłędna! To również idealny przykład na to, jak można zrobić numer-wyciskacz łez bez popadania w banał. To idealny pop-rockowy numer o romantycznym charakterze i tyle. Pomimo że trwa prawie 9 minut, to i tak jest dla mnie za krótki.
Tekst tego utworu jest również cudowny. Czuć w nim smutek, złamane serce, tę miłość do drugiej osoby. Idealnie nadaje się zarówno do figlowania w sypialni, jak i do patrzenia w dal na tle zachodzącego słońca. Cudo, jeszcze raz cudo. Za każdym razem, kiedy słyszę początkowe linijki tego numeru:
"I never meant to cause you any sorrow. I never meant to cause you any pain..."
– dostaję absolutnych ciarek. Uh, aż musiałem przerwać pisanie, bo coś wpadło mi do oka...
Purple Rain to genialny album genialnego artysty, który zapisał się na stałe w historii muzyki popowej. Uwielbiam i nadal nie wierzę, że Prince’a nie ma już z nami...
Tracklista
Let's Go Crazy
Take Me With U
The Beautiful Ones
Computer Blue
Darling Nikki
When Doves Cry
I Would Die 4 U
Baby I'm A Star
Purple Rain