PHAROAH SANDERS Pharoah 2LP DELUXE BOX
- Vinyl, 2LP, Album, Deluxe Edition
Wraz z jego śmiercią zamknął się pewien etap, pewna historia muzyki free/fusion jazzowej. Można powiedzieć, że Pharoah Sanders był "uczniem", a raczej wychowankiem Coltrane’a, do którego zespołu dołączył w 1965 roku. Był to okres kiedy Mistrz chciał tworzyć muzykę bardziej wyrafinowaną, bardziej złożoną, dlatego też w całości "wymienił" towarzyszący mu zespól. Ze starego składu John'a pozostał jedynie basista Jimmy Garrison. Natomiast 25 letni wówczas Sanders stawał się "złotym dzieckiem" jazzu. Ludzie byli pod wielkim wrażeniem jego technicznych i nieograniczonych możliwości. Grał tak jakby nie było jutra, ale też w tym całym muzycznym "szaleństwie" przemycał emocje, które poruszały serca słuchaczy.
Nie było więc nic dziwnego w tym, że z czasem to właśnie Pharoah stał się główną gwiazdą jazzowych scen i to on wyznaczał nowe trendy. Na przestrzeni lat tworzył albumy, które do dziś zapisane są złotymi literami w historii muzyki jazzowej. Można powiedzieć, że to on przejął schedę po Coltranie i kontynuował jego podejście do grania dodając do tego elementy swojej duszy i swojego wyczucia. Chyba nie ma fana tego gatunku, który nie słyszał takich albumów jak "Karma", "Black Unity" czy "Pharoah". Natomiast dwa lata temu wyczarował genialne "Promises", które stworzył wraz z Floating Points i Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej. Albumem tym wszedł do "świata" ludzi, którzy niekoniecznie dniami i nocami zasłuchiwali się w jazzowych albumach.
Jednak dziś skupimy się na jego solowym albumie "Pharoah". Ten wydany w 1977 roku album był w pewnym sensie odejściem od charakterystycznego dla Sandersa stylu. Był to okres jego poszukiwań na polu muzycznym, jak i osobistym. Sanders szukał zarówno nowych środków wyrazu i nowych brzmień, ale także swojej duchowej drogi. Dla mnie jest to muzyczny absolut, po którego przesłuchaniu nic nie pozostaje takie samo. Kiedy w okresie swoich największych jazzowych poszukiwań zasiadłem do tego albumu, byłem pod wielkim wrażeniem jak uduchowiona i romantyczna jest muza tu nagrana. Już za pierwszym razem "Love Will Find A Way" rozłożyło mnie na łopatki. Ten prawie 15 minutowy track jest wizytówką tego krążka oraz jednoczesnym odkryciem nowej drogi, którą Sanders chciał podążać. Moim zdaniem nikt w jazzie, tak jak on, nie opisał miłości. Pomimo chropowatości i fusion jazzowej jazdy czuć tu radość, lęk, niepewność oraz wszystko to, co idzie w parze z miłością. Natomiast to, co Munoz "wyprawia" tu na gitarze to coś niesamowitego. Komunikacja między wspomnianym gitarzystą, a Sandersem to muzyczny jazzowy szczyt, który jednocześnie zachwyca techniką i wyczuciem, ale też wzrusza, bo kto z nas nie był zakochany...
Ten album to nie tylko pochwała miłości, ale również hołd składany ludziom, którzy zajmują ważne miejsce w życiu każdego z nas. Jest to przede wszystkim hymn pochwalny doceniający dar jakim jest życie. Nie chce pisać za dużo na temat tego tytułu, gdyż moim zdaniem ta muza działa jak katharsis, musimy sami przeżyć emocje tu zawarte i wyczytać to, co Sanders chciał nam przekazać. Cieszy mnie fakt, że ten album wreszcie został wznowiony i to w tak pięknej wersji. Dzięki temu zapewne kolejne pokolenia odkryją piękno zawarte w tej muzie, która nadal porusza pomimo upływu lat.
Tracklista:
Pharoah
A1 Harvest Time
B1 Love Will Find a Way
B2 Memories of Edith Johnson
Harvest Time Live 1977
A1 Harvest Time Live 1977 (Version 1)
B1 Harvest Time Live 1977 (Version 2)