PALMS Palms 2LP PINK
- Vinyl | 2LP | Album | Pink Glass
Co może powstać ze skrzyżowania Deftones i Isis? To proste, coś bardzo wartościowego i pięknego! Wydaje mi się, że Palms jest lekko zapomnianym projektem, który moim zdaniem zasługuje na uwagę. Swoją drogą, jest ku temu świetna okazja, gdyż w tym roku „Palms” kończy okrągłe 10 lat! Zespół powstał na zgliszczach po rozpadzie Isis, bo część kapeli dalej chciała ze sobą współpracować. Dokładnie chodzi o Jeffa Caxide'a, Aarona Harrisa i Bryanta Clifforda Meyera.
Ich muza miała być eksploracją terenów, po których Isis się nie poruszało. Do współpracy nad nowym projektem zaprosili swojego kumpla, czyli Chino Moreno. Fani na wieść o tym prześcigali się w plotkach na temat nowego albumu. Chyba każdy (i ja też) spodziewał się bardziej sludge’owego brzmienia połączonego z głosem Chino. Kiedy jednak usłyszeliśmy pierwsze dźwięki zapowiadające ten album, wszystko było jasne. „Palms” okazało się być artystyczną wolnością i jednocześnie faktycznie czymś, czego Isis by nigdy nie nagrało. Muzycy chcieli uniknąć kontynuacji swojego charakterystycznego brzmienia, gdyż byłoby to zbyt oczywiste i zapewne nudne. Spora część fanów właśnie przez to skreśliła ten band. Ja na natomiast byłem innego zdania.
Nie twierdzę, że debiut Palms, to najlepszy album jaki słyszałem w życiu, ale podoba mi się do dziś. Zanurzyłem się w tym tytule od pierwszych dźwięków. Usłyszałem w tym podróż w głąb alternatywy lat 80. czy 90., co bardzo mnie cieszyło. Było w tym mnóstwo dream popowego, lekko shogaze’owego brzmienia, otoczonego post rockowo-metalowym klimatem. Zrozumiałem o co chodziło Isisom. Gdybyśmy otrzymali kontynuację „Wavering Radiant” czy genialnego „Panopticon” byłoby to cudowne, ale z drugiej strony po co? Isis zakończyło swoją muzyczną drogę i tak powinno pozostać.
Już początek w postaci „Future Warrior” był moim zdaniem fantastyczny! Miał w sobie delikatność i przestrzeń, ale też taki dziwny romantyzm i zmysłowość, którą Chino budował swoim wokalem. Cudny numer, który idealnie wprowadzał nas w nastrój tego albumu i jednocześnie idealnie komponował się z okładką całego krążka. Dalej było równie smacznie. „Patagonia” zauroczyła mnie brzmieniem w stylu Slowdive i vibem rodem z odrealnionego psychodelicznego snu.
Jednak prawdziwa ekscytacja i knock out przyszedł wraz z numerem „Shortwave Radio”. Panowie dawkują tutaj emocje w sposób mistrzowski. Ma to w sobie pewien mantrowy klimat, natomiast finał to już Chino i jego wokal, który wkręca się w nasz umysł i nie chce go opuścić przez długi czas. Ogólnie uważam, że album ten jest spójną całością i wszystkie z sześciu numerów utrzymane są na podobnym poziomie. Jest to jednak album, który faktycznie jest bardziej skierowany do fanów The Cure, Echo & The Bunnymen, czy wspomnianego Slowdive, niż Isis. Jeśli ktoś odpala to z myślą o ciężkim klimacie, to na bank się zawiedzie i nie będzie wracać do tej muzy.
Ja pomimo upływu lat wracam do tego albumu, szczególnie w jesiennym klimacie, gdyż idealnie wpasowuje się w tę melancholijną porę roku. Szkoda, że panowie nie nagrali nigdy drugiego albumu, przecież Palms miało w sobie naprawdę duży potencjał. Jednak według Wikipedii i innych źródeł band nadal istnieje, więc nadal jest szansa! Reasumując, „Palms” to bardzo udany, zaskakujący debiut, któremu warto dać szansę, jeśli się go nie zna.
Tracklista:
A1 Opening Titles
A2 Future Warrior
B1 Patagonia
B2 Mission Sunset
C1 Shortwave Radio
C2 Tropics
D1 Antarctic Handshake
D2 End Credits