DE LA SOUL Stakes Is High 2LP
- Vinyl, 2LP, Album
Był to album przełomowy i wyjątkowy pod wieloma względami. Pierwszy krążek stworzony bez pomocy producenta Prince’a Paula, który w dużej mierze odpowiadał za sukces De La Soul. Panowie mimo to postanowili stworzyć swoje czwarte wydawnictwo głównie sami, ale dając też jednocześnie szansę początkującemu J Dilli. Z dzisiejszej perspektywy takie zestawienie przyprawia o szybsze bicie serca każdego fana gatunku, jak i tej kapeli.
Był to również album, którym panowie wyrazili sprzeciw ówczesnej kulturze hip hopowej. Dla nich liczyła się muza, prawda i przesłanie. Gardzili blichtrem, komercjalizacją gatunku i wojnami między wschodnim a zachodnim wybrzeżem. Tandetne klipy z półnagimi kobietami polewanymi szampanem zupełnie nie były w ich stylu. De La Soul byli muzykami z krwi i kości. Uważali, że kultura którą tworzą upada i to był ich manifest wobec temu artystycznemu rozdrobnieniu. Doprowadziło to oczywiście do poruszenia w środowisku. Ich diss na nadmuchany gangsterski rap spotkał się z pogardą ze strony 2Paca oraz Treach z NBN.
Sam wychodzę z założenia, że każde pokolenie ma własny czas, jak to śpiewał zespół Kombii, ale... Jednak odbiegając od konfliktów, słownych przepychanek, a skupiając się na muzycznym aspekcie tego krążka, to nadal mamy tutaj rap z najwyższej półki. Uważam, że ich rozstanie z Paulem wyszło na dobre temu tytułowi. Album był bardziej mroczny, bardziej uliczny, ale też z charakterystyczną dla nich klasą. Była to spójna całość, która nie nudziła nawet przez sekundę. Uzyskali brzmienie bardziej współczesne i nowoczesne nie zrywając z tradycją. Wystarczy odpalić totalny banger, który ukrywa się za tytułem „Baby Baby Baby Baby Ooh Baby”. Te syntezatory, wokale i chórki to coś, co sprawia, że automatycznie zaczynamy kiwać głową w rytm tych brzmień.
Jednak ten album to, tak jak wspomniałem, również przepustka dla nowych graczy do czołówki gatunku. Produkcja młodego Dilli została wybrana na pierwszy singiel z tego albumu. James był prawdziwym wizjonerem, jeśli chodzi o muzę hip hopową. Każdy bit, który tworzył to była innowacja oraz doskonałe muzyczne wyczucie. Tak też jest i w przypadku „Stakes Is High”. Kolejnym młodym wilkiem wpuszczonym na salony był Mos Def. Jego udział w „Big Brother Beat” to konkretny flow, charakterystyczny głos i jednocześnie zajebisty numer na tym albumie, który nigdy się nie nudzi. Oczywiście mówiąc o gościach nie można pominąć rosnącego w siłę Commona. W numerze „The Bizness” wprowadził old schoolowy vibe i mega luz, który sprawia, że płyniemy w raz z nimi w rytm ich słów. Można powiedzieć, że w przypadku tego albumu faktycznie stawka była wysoka.
Panowie poszli na wojnę z całym gatunkiem, moim zdaniem ją wygrali. Lubię gangsta rap z tego czasu, ale niestety spora część tych wydawnictw brzmi dziś archaicznie, a cała gangsterska otoczka wydaje się śmieszna. De la Soul jednak kolejny raz stworzyli kawał dobrej muzy, która jest ponadczasowa. Album ten nadal brzmi i nadal porusza, a kto nie zna tych numerów, to niech lepiej szybko nadrabia zaległości.
Tracklista:
A1 Intro
A2 Supa Emcees
A3 The Bizness
A4 Yunonstop
A5 Wonce Again Long Island
B1 Dinninit
B2 Brakes
B3 Dog Eat Dog
B4 Baby Baby Baby Ooh Baby
B5 Long Island Degrees
C1 Betta Listen
C2 Itzsoweezee (Hot)
C3 4 More
C4 Big Brother Beat
D1 Down Syndrome
D2 Pony Ride
D3 Stakes Is High
D4 Sunshine