COLDPLAY A Head Full Of Dreams LP COLOURED
- Vinyl, LP, Album, Recycled Vinyl
Zaczynali od bycia wielką nadzieją muzyki brytyjskiej. Powiem więcej, wielu słuchaczy, w tym także moich znajomych, doszukiwało się w nich kapeli pokroju Radiohead czy też Blur. Faktycznie, pierwszy i drugi album niosły w sobie pokłady dobrego alternatywno-popowego grania. Chris Martin stał się nowym idolem nastolatek i podbił serca słuchaczy, a takie tracki jak chociażby singlowy „Yellow” miały w sobie to coś.
Ostatni album Coldplay, który lubię i szanuję najbardziej to „Viva la Vida or Death and All His Friends”. Takie numery jak „Cemeteries of London”, „Violet Hill" czy „Strawberry Fileds” to numery do których wracam, co prawda na zasadzie guilty pleasure, ale jednak... W pewnym momencie coś się zaczęło psuć z muzyką Coldplay, przynajmniej w kontekście albumów studyjnych. Koncertowo to nadal pierwszoligowa maszyna, ale od strony artystycznej mamy tu mega spadek formy, przynajmniej dla mnie.
Panowie poszli w kierunku miałkiego grania dla mas. Ich ostatni krążek „Music of the Spheres” to dla mnie jakieś absurdalne nieporozumienie. Utwory, które promowały ten album były w miarę ok, ale całość... Nie zapomnę, jak wchodząc na siłownię typu sieciówka nie zdążyłem założyć słuchawek i pierwszy raz usłyszałem „My Universe” z udziałem BTS. Numer ten miał w sobie wszystko to, czego nie trawię w radiowym popie. Moje zdziwienie było jeszcze większe, kiedy po zapoznaniu się z całym albumem uznałem, że jest to jeden z lepszych numerów na płycie.
Tak naprawdę nie przemawiają do mnie też hasła o ich super koncertach. Doceniam ich aspekt wizualny i pomysłowość, ale... To tak jakby dostać połamany i nieprzydatny przedmiot w opakowaniu za grube tysiące. Fajnie wygląda, jednak zawartość powinna trafić do śmietnika, niestety. Panowie starali się wrócić do tego, co było kiedyś minimalnie na „Everyday Life”, ale miałem wrażenie, że oszukują tam samych siebie i trochę się męczą, co powodowało, że ja męczyłem się razem z nimi.
Wydaje mi się, że „A Head Full of Dreams” to album, który dał początek tej nowej drogi Coldplay. Jednak w porównaniu z innymi albumami znajdziemy na nim jakieś momenty. Panowie zostawili za sobą smutek oraz balladowe granie i ruszyli z uśmiechem na twarzy w poszukiwaniu tanecznych brzmień. Mamy tutaj mocno popowe inspiracje oraz grzebanie w bardziej rozrywkowym współczesnym r’n’b. Na tym albumie Coldplay penetruje listy przebojów radia ESKA i twórców pokroju Jasona Derulo. Takie numery jak „Army of One” to jak dla mnie totalny radiowy paździerz dla każdego i dla nikogo.
Nie chce wyjść na ultra złośliwą małpę, czy hejtera Coldplay, więc przejdę do plusów. Zacznę od „Everglow”, w którym podoba mi się melodia i brzmienie klawiszy. Z wokalami trochę Chrisa poniosło, ale ogólnie nie jest źle. „Amazing Day” ma fajną przestrzeń, w której wokal Martina idealnie się odnajduje. No i numer tytułowy, pomimo lekkiego eurowizyjnego vibe’u też jest ok. No i singlowy „Hymn For The Weeknd” ze względu na chórki Beyoncé. To by było na tyle.
Ogólnie mam wrażenie, że panowie z Coldplay w pewnym momencie chcieli być na tym albumie drugim U2. Jednak niestety pomyliły im się płyty, którymi należy się inspirować i zamiast albumów z lat 80. czy 90. wybrali ich najnowsze wypociny. Nie zmienia to faktu, że Coldplay jest zespołem, który sprzedaje się idealnie pod każdym względem i to, że ich nowe płyty zupełnie mi nie leżą, raczej tego nie zmieni.
Tracklista:
A1 A Head Full of Dreams
A2 Birds
A3 Hymn for the Weekend
A4 Everglow
A5 Adventure of a Lifetime
A6 Fun (feat. Tove Lo)
B1 Kaleidoscope
B2 Army of One
B3 Amazing Day
B4 Colour Spectrum
B5 Up&Up
B6 Something Just Like This - The Chainsmokers & Coldplay