BRUCE DICKINSON The Mandrake Project 2LP
- Vinyl | LP | Album
Pierwszy solowy album Dickinsona od 18 lat! Dla niewtajemniczonych: Bruce Dickinson to absolutna ikona muzyki heavy metalowej, którego wokal jest nierozerwalną częścią Iron Maiden. Dla wielu fanów wspomnianej kapeli ta płyta to spełnienie marzeń. Jego ostatni solowy krążek z 2005 roku, czyli „Tyranny of Souls” był strzałem w dziesiątkę, ale Iron Maiden to zbyt duże przedsięwzięcie, żeby mieć czas na solowe projekty.
Szczerze, to sam byłem bardzo ciekawy co takiego Dickinson zaprezentuje po tylu latach. Naprawdę lubię jego solowe albumy i raz na jakiś czas wracam do „The Chemical Wedding” czy „Balls Of Picasso”. Bruce udowodnił tam, że i bez Ironów jest doskonałym muzykiem i frontmanem. Powiem więcej, albumy te znacznie lepiej bronią się niż ostatnie nagrywki Maidenów. Nie ukrywam zresztą, że ostatnie płyty Iron Maiden to dla mnie totalny paździerz, niestety. Stracili tę lekkość i pomysłowość, która na stałe zapisała się w historii muzyki metalowej i uczyniła z nich absolutną ikonę gatunku.
Ktoś może powiedzieć, że to nadal Ironi, tylko że tworzą bardziej wymagającą muzykę. Spoko, jednak „Book Of Souls” czy „Senjutsu” to dla mnie absolutne prog metalowe kloce bez jakiejkolwiek pomysłowości. Uważam, że w tych albumach nie ma niczego interesującego, zarówno od strony wokalnej, jak i muzycznej. Generyczne, progresywno-metalowe granie i tyle. Natomiast te wszystkie teksty i historie opisywane w tych piosenkach też mnie nie ruszają. Podobnie jest zresztą z koncertami. Wszystkie te fajerwerki, miotacze ognia, samoloty i plastikowe miecze sprawiają, że czuję pewnego rodzaju zażenowanie, a nie obcowanie z wielkim metalowym show.
Idealnie sytuację związaną z lirycznym geniuszem Maiden, czy ich koncertami opisał Henry Rollins w jednym ze swoich stand upów i podpisuję się pod tym wszystkimi swoimi kończynami. Mimo wszystko mam do nich niesamowity sentyment, gdyż byli bardzo ważną częścią mojego wejścia w muzykę metalową. Ich albumy nagrane do „Fear Of The Dark” to absolut. Era z Blazem była również ok, a taki „The X Factor” stawiam na równi z „Brave New World”, który również uwielbiam.
Jak wspomniałem, byłem bardzo ciekawy nowego solowego albumu Dickinsona. Bardzo cieszyło mnie również to, że za produkcję ma odpowiadać Roy Z, czyli gitarzysta stojący za jego solowym sukcesem. Liczyłem na porcję klasycznego, dobrego heavy metalu, bo Bruce jest dla mnie właśnie symbolem takiej muzy. Jednak wiedziałem, że coś będzie nie tak, kiedy zobaczyłem foto promujące to wydarzenie. Bruce, niczym skrzyżowanie Lary Croft z Indianą Jonesem, zaprasza nas do świata „The Mandrake Project”. Podobno nie ocenia się książki po okładce, ale...
30 listopada otrzymaliśmy singiel i klip promujący, czyli „Afterglow of Ragnarok” i wszystko troszkę się rozjaśniło. No i niestety okazało się, że jest tak jak myślałem. Generator nic nie wnoszących, pompatycznych prog metalowych piosenek został odpalony na full. Produkcja, wokale, które nie mają w sobie jakiejkolwiek mocy i tyle. Oczywiście na forach każdy kto ośmielił się napisać, że jest to słaby numer był wyzywany przez fanatyków IM i zachęcany do słuchania disco czy innego polo.
Mhm... klasyk. Jednak prawdziwym kiczem i kabaretem jest klip do tego numeru. Nie wiem z czego to wynika. Wydaje mi się jednak, że wielu muzyków z lat 80. nie rozumie, że to co mogło być fajne i pomysłowe w 1987 roku, dziś wygląda komicznie i tandetnie. Oczywiście są wyjątki jak chociażby Judas Priest, którzy robią to z klasą, a każdy ich nowy album jest potwierdzeniem tejże klasy. Nie zmienia to faktu, że oczywiście przesłucham cały nowy album Dickinsona, aczkolwiek nie spodziewam się spektakularnego sukcesu.
Tracklista:
A1 Afterglow Of Ragnarok
A2 Many Doors To Hell
A3 Rain On The Graves
B1 Resurrection Men
B2 Fingers In the Wounds
B3 Eternity Has Failed
C1 Mistress Of Mercy
C2 Face In The Mirror
C3 Shadow Of The Gods
D1 Sonata (Immortal Beloved)