ALICE IN CHAINS Rainier Fog 2LP COLOURED
- Vinyl | LP | Album | Coloured
Uwielbiam ten zespół do szaleństwa od momentu poznania, czyli od okresu późnej podstawówki. Za sprawą „Them Bones”, które zaserwowała mi Viva Zwei, oszalałem. Alicja była i jest dla mnie zespołem, który towarzyszy mi cały czas. Nie wyobrażam sobie chociażby mojego okresu buntu bez nich, czy też bez pozostałych bandów z wielkiej czwórki Seattle.
Kiedy w 2002 roku w wyniku przedawkowania narkotyków Layne Staley odszedł, czułem się tak jakbym stracił przyjaciela. Jego głos, jego teksty dołowały mnie i jednocześnie wspierały w trudnych momentach. Bez wątpienia był głosem pokolenia buntowników i pomimo to, że odszedł, nadal wychowuje kolejne grupy fanów. Miałem również poczucie, że Layne nosił w sobie jeszcze wiele tekstów i numerów, które idealnie wgryzłyby się w moją duszę. Niestety, wyszło jak wyszło...
Nie można jednak zapominać, że Alice In Chains to nie tylko głos Staleya. Ten zespół to dla mnie przede wszystkim łapa Jerry’ego Cantrella. Jego riffy, jego pomysły i ich wspólne harmonie wokalne stworzyły ten niepowtarzalny, duszny styl zespołu. Jerry udowodnił to w stu procentach za sprawą swojego solowego albumu „Degradation Trip”. Był to album dedykowany Laynowi, ale też jednocześnie krążek przepełniony smutkiem i żalem, ale też genialnymi kompozycjami. Słuchając tego albumu na swoim walkmanie miałem gęsią skórkę i jednocześnie byłem wkurzony, że nie jest to kolejny album Alice In Chains.
Ten tytuł brzmiał jak „Dirt 2.0” i jednocześnie bardziej podobał mi się niż „Alice In Chains”, który uznaję za ich najsłabszy album. Album Cantrella był poparty również świetną trasą, na której oprócz muzyków z albumu Jerry był wspomagany przez gitarzystę i wokalistę - Williama DuVall’a. W 2005 roku stało się jednak to, na co czekało wielu, w tym także ja. Alicja wróciła... Po serii udanych koncertów panowie ruszyli do studia i w 2009 roku zadebiutowali ponownie albumem „Black Gives Way to Blue”.
Uważam, że jest to jeden z najlepszych albumów Alice In Chains i jednocześnie jeden z najlepszych powrotów w historii muzyki rockowej. Wszystko od początku do końca tam siedziało. Każdy numer to Alice In Chains w swoim primie i jednocześnie prawdziwy geniusz Cantrella. Kolejny krążek, czyli „The Devil Put Dinosaurs Here” również był bardzo dobry. Nie było już efektu „wow” jak w przypadku poprzedniego tytułu, ale plan został wykonany. Takie numery jak „Breath on a Window”, „Hollow” czy „Stone” to dla mnie esencja grania Alice In Chains.
Ich ostatni studyjny album, czyli właśnie „Rainier Fog” wstydu również nie przyniósł. Nadał słychać, że mamy do czynienia z Alice In Chains, ale o dziwo brak w tym jakiejś ikry. Miałem wrażenie, że muzycy nagrali ten album troszeczkę na siłę. Każdy numer jest poprawny, ale nie wychyla się ponad normę. Takie tracki jak „Red Giant”, „So Far Under” czy „Never Fade” to perełki, ale nadal czegoś tu brakuje... Nie, nie chodzi o głos Staleya, więc fani, którzy uznają ten band tylko z nim mogą przestać się podniecać.
Nie zgadzam się z tym, że William nie odnajduje się w starych numerach Alicji. William śpiewa, a raczej śpiewał stare numery z szacunkiem i starał się to robić po swojemu, bez kopiowania Staleya. Napisałem „śpiewał” dlatego, że wydaje mi się, że z wiekiem DuVall lekko stracił power. Każdy kto był na ostatnich solowych koncertach Cantrella ten słyszał różnicę i energię jaką przywrócił Greg do szlagierów Alice In Chains. Wystarczy porównać sobie chociażby wykonanie „Bleed The Freak" z trasy „Brighten” z wykonaniami Williama.
No właśnie... Nic więc dziwnego, że Alice In Chains na chwilę obecną jest troszeczkę mniej aktywne, zarówno pod względem koncertowym jak i studyjnym. Mam jednak nadzieję i liczę bardzo, że w tym roku otrzymamy ich nowy album, bo bardzo brakuje mi tych dołujących melodii, które rozkochały mnie w sobie wiele lat temu.
Tracklista:
A1 The One you know
A2 Rainier Fog
A3 Red Giant
A4 Fly
B1 Drone
B2 Dead Ears Blind eyes
B3 Maybe
C1 So far Under
C2 Never Fade
C3 All I am
Kolorowe płyty winylowe cieszą oko każdego melomana, który lubi mieć coś specjalnego w swojej kolekcji winyli. Są to zazwyczaj limitowane wydawnictwa, które są ściśle ograniczone pod względem ilości. Skutkuje to w późniejszym czasie wzrostem wartości danej płyty i wówczas dane wydawnictwo staje się elementem poszukiwań zbieraczy płyt. Różnorodność w kwestii koloru płyty winylowej jest nieograniczona - płyta może zostać wytłoczona w jednym bądź wielu kolorach, może również posiadać swoistego rodzaju specjalnie wytworzone plamki tzw. splattery. Istnieją również płyty, na których zostały wytłoczone rysunki - takie wydawnictwa nazywa się picture disc (PD). Zachęcamy do zapoznania się z naszą ofertą kolorowych płyt winylowych i limitowanych wydań winyli, gdyż w przyszłości mogą się one okazać się udaną inwestycją!